Jan Karski pełni bardzo ważną rolę w filmie „Shoah”, w 1978 roku przez dwa dni kręciłem z nim wywiad w Waszyngtonie. Gdy robiłem „Shoah”, byłem w fatalnej formie psychicznej. Nie tylko dlatego, że nie żyje 6 milionów ofiar Holokaustu, ale i dlatego, że nie żyją ich kaci, nie żyją świadkowie. Gdy spotkałem kogoś, kto przeżył, miałem wrażenie, jakbym wyciągnął go z grobu, czułem się jak archeolog, który znajduje drogocenny przedmiot. Znałem wcześniej historię Karskiego, ale wydawało mi się, że on od kilku lat nie żyje. Gdy go poznałem, było to dla mnie niesamowitym przeżyciem ze względu na jego postawę i historię życia.
Miałem problemy, aby przekonać go, by stał się jednym z bohaterów mojego filmu. Jego świadectwo było dla mnie bardzo ważne, gdyż była to osoba, która dwa razy mogła dostać się do getta w 1942 roku. Karski w sposób bardzo bulwersujący opowiada o spotkaniu z dwoma żydowskimi przywódcami w getcie, którzy przekazują mu misję opowiedzenia o losie Żydów.