(reż. Claude Lanzmann, Francja, 1985, 37 min, unikatowe materiały niewykorzystane w filmie)
Wywiad udzielony Claude'owi Lanzmannowi w 1978 r. był punktem zwrotnym w życiu Karskiego. Jemu pierwszemu opowiedział po trzydziestu latach milczenia o tym, co widział w getcie warszawskim i w obozie w Izbicy.
Wszystko zaczęło się od rozmowy z Claude’em Lanzmannem nagranej w 1978 roku, gdy ten przygotowywał wielogodzinny dokument Shoah. Przez dwa dni, wiele godzin, Karski opowiadał swoje przeżycia wprost do kamery. Jak twierdzi prof. Żbikowski, ta dwudniowa sesja nagraniowa była najważniejszym treningiem przed drugim etapem misji Karskiego z lat 80. i 90., której niewypowiedzianym hasłem było przypomnienie bezduszności aliantów wobec dokonującej się Zagłady.
Sam początek wywiadu z Karskim otwiera część szóstą dokumentu Shoah. Jan Karski bierze głęboki oddech i mówi: „Teraz wracam myślą 35 lat. Nie… Nie wracam. Nie!”. Karski wybucha płaczem i ucieka sprzed kamery. Z ośmiu godzin filmowania Lanzmann wybrał 40-minutowy fragment o męczarniach Żydów w getcie i rozpaczliwy apel żydowskich działaczy. Przy montowaniu filmu reżyser pominął opowiadanie Karskiego o tym, jak ten próbował poruszyć sumienia aliantów, jaka była reakcja najważniejszych przedstawicieli Zachodu, kiedy informował ich o Zagładzie.
Po premierze filmu wiosną 1985 r. rozpętała się burza - Claude Lanzmann w wywiadzie dla "Liberation" przyznał, że Shoah to oskarżenie Polski - że Polacy "oswoili się z rutyną eksterminacji. Nikomu nie przeszkadzała" (cytat za Joanną Szczęsną). W Polsce natychmiast powstało oburzenie, że film Lanzmanna to manipulacja oczerniająca Polaków en masse. Jan Karski także zabrał wielokrotnie w tej sprawie głos, między innymi na łamach paryskiej "Kultury", w której pisał, że "bezkompromisowe ograniczenie tematu" nie pokazuje w ogóle tych, którzy pomagali Żydom, ani też cierpienia innych grup narodowych, także Polaków. W wywiadzie dla Boba Lewandowskiego udzielonym dwa lata po premierze filmu Lanzmanna Jan Karski mówił o burzy wokół dokumentu tak:
Olbrzymia ilość, większość Polaków, nigdy tego filmu nie widziała. Po drugie, Polacy - nawet jeżeli wiedzieli - widocznie nie zrozumieli albo nie chcieli zrozumieć tego filmu. Lanzmann jest zainteresowany tylko i wyłącznie mechanizmem zagłady Żydów. Jego nie interesują stosunki polsko-żydowskie, czy francusko-żydowskie, czy holendersko-żydowskie. W tym filmie jego nie interesują sprawy, czy ludzie pomagali Żydom, czy nie pomagali, tylko: jak wyglądały te obozy, jak się ta zagłada odbyła i co ci, którzy przeżyli, o tym myśleli wtedy i teraz, gdy on miał z nimi interview. To jest tylko film Lanzmanna. (…) Dla mnie najważniejszą częścią wywiadu było to, co ja zrobiłem z moją misją żydowską, że dotarłem do Londynu, że dotarłem do Waszyngtonu. Lanzmanna to nie interesuje. Lanzmanna interesowało tylko to, co Karski widział. I to w filmie umieścił. Zrobił to nie tylko z Karskim. (…)
- Czy pan uważa, że wobec tego Polacy się słusznie zdenerwowali tym filmem, niesłusznie?
- Ja nie chcę mówić o Polakach, mówię o sobie. Ja żałuję tego, że Lanzmann uciął tę część, co ja ze sprawą żydowską zrobiłem. Ale nie mogę mieć do niego o to pretensji - to nie należało do filmu.