- Proszę usiąść… - śledczy wskazał mi krzesło - … i mówić prawdę – kontynuował, gdy już to zrobiłem. – Podczas przesłuchania proszę cały czas patrzeć mi w oczy. Nie wolno odwracać wzroku, a odpowiedzi mają być natychmiastowe. Nie wolno nad niczym się zastanawiać. Uprzedzam, że poniesie pan dotkliwe konsekwencje , jeżeli nadal będzie pan nas okłamywał, tak jak wczoraj.
Wypowiedział to wszystko mechanicznym, obojętnym tonem. Z całej siły starałem się ukryć strach. Drgały mi jednak mięśnie policzków, a wargi musiałem nieustannie zwilżać językiem. Przyglądał mi się z uwagą. […] Nagle wyprostował się na krześle. Łokcie oparł na stole i zaplótł wypielęgnowane palce.
- Nazywam się Pieck – rozpoczął uroczyście – Ma pan szczęście, że jeszcze się ze mną nie spotkał. Nie było jeszcze człowieka, który wyszedłby lub wyczołgał się z mego przesłuchania, nie powiedziawszy całej prawdy. […]
- Teraz pytam pana, czym się trudni i jaki jest cel pana podróży. Nie ma się co wypierać Podziemia, panie kurierze. Opowie nam pan teraz wszystko. Jasne?
Zwilżyłem usta. Gardło miałem wyschnięte. Sporo wie lub blefuje – kalkulowałem. Póki co, postanowiłem ostrożnie zaprotestować.
- Nie rozumiem, o czym pan mówi. Nie jestem żadnym kurierem.
Skinął głową. W tym samym momencie otrzymałem cios pałką tuż za uchem. Nie dający się opisać, przeszywający ból przebiegł przez moje ciało. Dobrze wiedzieli w jakie miejsca uderzać. Spadłem z krzesła i odruchowo skuliłem się. Podszedł do mnie drugi ze strażników. Uniósł pałkę. Zamknąłem oczy. Cios jednak nie padł. Powoli otworzyłem oczy… Gestapowiec opuścił pałkę. […]
Cios pałki trafił mnie znów za uchem… Spadłem na podłogę. Ból rozrywał głowę. Postanowiłem udawać utratę przytomności.
- Nic ci nie pomoże symulowanie. Uderzenia w te miejsca mają wywoływać szok bólowy, ale nie traci się od nich przytomności.
Roześmieli się.
- No, dobra. Brać się do roboty. […]
Dwa razy nie musiał powtarzać. Bito mnie pałkami i pięściami. Aby ciosy dochodziły lepiej, dwóch gestapowców postawiło mnie pod ścianą, trzymając pod pachami, a trzeci zadawał ciosy. Kiedy padałem, stawiali mnie znowu na nogi. Za którymś razem już nie było kogo stawiać. Straciłem przytomność. Bez udawania. Widocznie przecenili moją wytrzymałość.